czwartek, 17 kwietnia 2014

I właśnie tego tak cholernie się bałam. Tego, że przyjdzie taki moment gdy tu wrócę i znowu będę chciała uciekać.

czwartek, 23 stycznia 2014

60- ostatni.

Czasami dobrze jest zostawić wszystko i zacząć od nowa. Powoli dochodzę do wniosku, że z moją stabilnością jest chyba coś nie tak, bo dosyć często mam taką potrzebę (średnio co drugi dzień zmieniam plany na życie). Ale przecież nie mogę odbiegać zbyt daleko od mojej dwutygodniowej teorii...
Dziś doszłam do wniosku, że czas się zorganizować, nareszcie coś poukładać. Tak, kupię kalendarz, może jutro.
Wróciłam. To chyba właśnie ten ostatni miesiąc we Włoszech tak wyraźnie uświadomił mi, że nie byłam tam sobą. Codziennie budziłam się z myślą, że czegoś mi brakuje. I bynajmniej nie chodzi mi o rzeczy skradzione po kolejnym włamaniu... Nie potrafię żyć tylko pracą, bez poczucia bezpieczeństwa, znajomych, rodziny.
 W Polsce nie jestem sama. Wiem, że otwierając drzwi od mieszkania nie będę musiała kontrolować każdego pokoju, czy ktoś akurat nie wszedł, bo uważa, że mam  za dużo rzeczy i powinnam się nimi podzielić. I to, że otwierając lodówkę zastanę coś więcej niż światło, a moje roztrzepanie i brak czasu nie wpłyną na to co zjem (lub czego nie zjem).
Kiedyś jedna z dziewczyn z którymi pracowałam powiedziała mi, że bez względu na to gdzie teraz zamieszkam, zawsze będzie mi czegoś brakowało, bo w pewien sposób zyskałam nowy dom. Był czas, w którym naprawdę czułam się tam jak u siebie. Wiem, że gdybym miała znów uciekać, nie zastanawiałabym się długo nad miejscem. To prawda, część mnie została we Włoszech. część jest w Polsce. Ta większa część, która zaprowadziła mnie na lotnisko i kazała wsiąść do samolotu. Zamieniłam morze i palmy na szare bloki, a dodatnie temperatury na mróz i śnieg. I póki co nie brakuje mi Italii... Cieszę się z tego, czego się tam nauczyłam, ale na chwilę obecną nie zdecydowałabym się  na ponowny wyjazd. Jednym z wielu planów na ten rok jest szkoła językowa. Nie chcę zapomnieć włoskiego, łatwości porozumiewania się w tym języku, która przyszła po wielu ciężkich miesiącach.
To dziwne, jak 31 dni może wszystko zmienić.
Zamykam bloga z nadzieją, że moje podróże do Włoch będą się ograniczały tylko do wakacji, bo jeżeli w grę wchodzi urlop, to miejsce naprawdę przypomina raj. Kalabria jest rajem, jeżeli doceniasz go z perspektywy gościa restauracji, a nie sztucznie uśmiechającej się kelnerki.
Teraz tylko zamienić dorywczą pracę na stałą, zrobić prawo jazdy, w końcu wypakować ostatnią walizkę i po prostu cieszyć się z tego co mam. A od  października studia.
Jeden z klientów sklepu, w którym od kilku dni udaję, że pracuję, powiedział mi :"jak dobrze widzieć szczęśliwych ludzi". Mój plan na ten rok ogranicza się do tego, że chcę słyszeć takie zdania częściej.
Nie będzie już więcej zdjęć ani wpisów. Dziękuję za każde z ponad czterech tysięcy wyświetleń i do zobaczenia gdy znów zmienię zdanie :)

niedziela, 5 stycznia 2014

59.

W biegu. To jeden z ostatnich postow. Podjelam decyzje, kupilam bilet, wracam. Zamiast zmieniac nazwe bloga lepiej go po prostu zamknac. To tylko jeden z wielu rozdzialow, ktorego nie chce zapominac, ale nie chce tez w nim dalej pisac. Jeszcze sie nie zegnam, ale to poczatek konca pierwszego publikowanego pamietnika. Zmykam spac, bo nadal nie rozstalam sie z praca i za kilka godzin zimna woda i potrojne espresso znow zmyja ze mnie oznaki zmeczenia. Dobranoc!

sobota, 28 grudnia 2013

środa, 25 grudnia 2013

57.

Pracy bylo na tyle duzo, ze nawet nie mialam czasu myslec o swietach. Moja wigilia ograniczyla sie do wirtualnego oplatka z rodzina przez skypa i pseudokolacji przy zapachowej swieczce. Calosc trwala w granicach 15 minut.
Odliczam dni do powrotu. Chyba piereszy raz zycie pokazalo mi co to znaczy tesknic. Kiedys to slowo nie przechodzilo mi przez gardlo, a dzis sie do tego otwarcie przyznaje. I nie zmienie decyzji. Wracam.
Pomimo zupelnej nieoplacalnosci ten wyjazd duzo mi uswiadomil. Nauczylam sie doceniac to, czego nigdy nie zauwazalam. To, ze mam z kim spedzac swieta i z czego sie cieszyc. Nigdy wiecej.
Ponizej rozmowy na scianie ze wspollokatorem, ktory na szczescie juz jutro sie wyprowadza.
Ps. Rozbilam telefon. Z mojego Windowsa, ktorego uwielbialam pomimo niedoskonalosci musialam przerzucic sie na zielonego ludka. Poki co dobrze sie dogadujemy.

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Chciałam się trochę potłumaczyć, dlaczego zaniedbuje bloga. Jak to z moimi zakupami bywa, mam wyjątkowy talent do wyrzucania pieniedzy. W netbooku padl mi system po podlaczeniu uszkodzonego modemu. Niby nic poważnego, wystarczy przywrócenie systemu z pendriva.... Ups, nie mam tego pendriva.
Wśród wszystkich zle dobranych ubrań, zbyt dużych ilości jedzenia, które po upływie pewnego czasu ladowaly w koszu, wyżej wspomnianego komputera, telefon okazał się zakupem roku 2013. Nie żałuję! Chyba pierwszy raz...
Razem z netbookiem straciłam dwa gotowe juz wpisy, których nie opublikowałam ze względu na początkowy brak Internetu. Ale może to i dobrze. Nie chciałabym do tego wracać. Naprawdę, jeszcze nigdy nie czułam się aż tak źle. Nigdy nie spływały mi z twarzy takie ilosci tuszu. Ale juz jest lepiej, znowu wmawiam sobie, że jestem silna i myślę co zrobić żeby wrócić... Jak najszybciej.

tęsknię.

Znów mimowolnie tracę na wadze. Pierwszy raz az tak w ciągu tygodnia.